piątek, 21 listopada 2014

(mini) Rozdział IV - Anisychíes

Chejron
Od kilku tygodni przebywałem w Szkocji. To tu kiedyś znajdowała się główna siedziba Władców Bogów. Choć bitwa odbyła się prawie czterysta lat temu cały czas miałem w pamięci to wydarzenie.
Stałem na przodzie, przywodząc oddziałowi przestraszonych herosów. Byli przerażeni.
Poza jedną osobą.
Ellie... Elena Lewis. To zdecydowanie była najlepsza heroska jaką znałem. Długie, idealne proste ciemne włosy i całkowicie czarne oczy. Jej twarz była podczas bitwy pełna okrucieństwa, ale dla mnie potrafiła się uśmiechnąć.
Ubrana w krwistoczerwoną sukienkę pędziła na koniu i zachęcała do boju. Ares udzielił jej wtedy błogosławieństwa. W pasie przenieszone miała niezliczone miecze, sztylety, meczety i shurikeny.
Była jedną z nielicznych dzieci Hadesa, które zapadły mi w pamięć tak głęboko. Tak naprawdę zajęła ważne miejsce w moim sercu, a nie pamięci. Po wygraniu bitwy odeszła do ojca, by w Podziemiu łapać tych, którzy uciekali od kary. Nigdy więcej jej nie zobaczyłem.
Stowarzyszenie Władców Bogów istniało od tysiącleci. Myślałem, że już dawno wygasło albo było zbyt słabe, by znów kontynuować swój plan. Najwyraźniej się myliłem.
Sądzili oni, że bogowie nie są nam potrzebni, że to człowiek powinien być nieograniczony. Przez lata studiowania przez nich magii znaleźli coś, co mogło zniszczyć bogów. Nie wiadomo mi jednak co.
Apollo przeszukiwał północną Francję, tam również mógłby trafić na jakiś ślad.
Galopowałem wzdłuż łąk, szukając jakiegokolwiek śladu chociażby życia. I nic.
Po paru kolejnych godzinach przeszukiwania terenu powietrze zrobiło się chłodne. Tak nienaturalnie chłodne.
  Stanąłem zaskoczony, zamierzałem narzucić na siebie płaszcz. Będąc w środku czynności usłyszałem głos.
  To znowu ty...
Po nim nastąpił przeraźliwy, mroczny śmiech. Zacząłem się bać. Przestępywałem z nogi na nogę (kiedy ma się końskie nogi wygląda to naprawdę zabawnie) i czekałem co się stanie.
  Chcę zobaczyć jak uciekasz... Jak biegniesz w strachu...
Nie ruszyłem się, czułem się sparaliżowany.
Nagle tuż przed moimi oczami ukazał się wielki gadzi pysk z jednym czerwonym a drugim białym ślepiem.
Byłem przerażony. Potwór przypominał smoka z ludzkim tułowiem i nogami, wokół niego krążyła złowrogo mgła.
  Czas spać.
Zacząłem się w końcu cofać. Znowu usłyszałem straszny śmiech napastnika. Mgła otaczająca go nagle zaczęła się do mnie zbliżać z zawrotną prędkością. Teraz już naprawdę się odwróciłem i zacząłem galopować jak najdalej od tego potwora. Jego mgła była jednak szybsza. Czułem ją na skórze.
  Czas spać...
Mgła gwałtownie zacisnęła się wokół mnie. Zapadła ciemność.

          *          *          *
Taki tam mini rozdziałek z Chejronem w roli głównej. ;--; przepraszam, nie miałam weny. Za wszystkie błędy ortograficzne/interpunkcyjne itd. wielkie sorry ;ww;

1 komentarz: