poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział I - Vásei

Shurelia
"Pragnę, by się pani dowiedziała, że była ostatnim marzeniem mojej duszy. Od chwili, kiedy panią poznałem, dręczą mnie wyrzuty sumienia, których już wcale nie oczekiwałem. Od chwili, kiedy panią poznałem, słyszę dawne, wzywające mnie ku górze głosy, które w moim mniemaniu umilkły na zawsze. Do głowy mi zaczęły przychodzić myśli, aby..."
- Czy... Czy to Opowieść o dwóch miastach? Usłyszałam głęboki męski głos. Podniosłam głowę. Nade mną stał wysoki chłopak, o niesfornych brązowych włosach i oczach przywodzących na myśl burzowe chmury.
- Tak - odparłam niepewnie, zawstydzona przyłapaniem na czytaniu na głos. Specjalnie szukałam miejsca, by pobyć sama.
Dwa dni temu dopiero się obudziłam. Cóż, ale zanim to zrobiłam, oczywiście musiał mnie odwiedzić ojciec. Wydaje mi się, że zamiast przychodzić normalnie i mówić "Młoda damo, musimy porozmawiać!" on będzie mi mącił w głowie i pozbawiał przytomności.
Będąc nieprzytomna rzecz jasna  widziałam go. Ubrany był ponownie w piżamę w paski, włosy miał potargane, jakby dopiero co wstał z łóżka. Mimo to był bogiem, więc i tak był fantastyczny i przystojny. Marzenie samotnych matek i wdów.
- Shurelio! - przywitał mnie znad kubka bezkofeinowej kawy. Po cholerę bogu kawa? - Jesteś wreszcie! Moja kochana!
Nie odpowiedziałam, bo nie miałam co.
I tak nic nie mówiąc wsłuchiwałam się w jego wyjaśnienia. Opowiadał o tym, że bogowie greccy tak naprawdę istnieją, wciąż mają dzieci ze śmiertelnikami. I ja jestem jednym z nich. Mówił to, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie albo o butach znajomych.
Gdy już zamierzałam zacząć błagać, by przestał i mnie obudził, zmienił temat.
-A, i Shurelio, skarbie... Twoje prawdziwe nazwisko brzmi O'Launter, nie Avoid. Avoid znaczy pustka, a ty pustej nie masz ani głowy, ani serca.
Po tym niecodziennym oświadczeniu się obudziłam. Przywitał mnie Nico di Angelo, młody chłopak o ciemnych włosach i oczach,  syn Hadesa. Tak jakby prowadzący, pod nieobecność dyrektora i Chejrona - kimkolwiek ta dwójka była.
Ojciec doradzał mi zacząć trenować od razu, by być "najlepszą". A co ja robiłam? Po raz setny czytałam Opowieść o dwóch miastach.
Podniosłam się więc, by porozmawiać z przybyszem, który zakłócił mi spokój.
- Tak się składa, że to moja jedyna książka - odpowiedziałam.
Jego twarz rozjaśnił radosny uśmiech.
- Ty jesteś Shurelia Avoid, prawda? Jestem Jacob, syn Zeusa - przedstawił się dumnie.
- Shurelia O'Launter. Miło mi Cię poznać. Rzadko spotykam ludzi, którzy przeczytali choć jedną książkę, a co dopiero Opowieść o dwóch miastach.
- Cenię sobie literaturę angielską bardziej niż jakąkolwiek inną! Córka Hypnosa, hm? Czemu więc nie śpisz, kiedy tylko możesz, jak większość jego dzieci?
Zaskoczyła mnie ciekawość w jego głosie.
- Ja w ogóle nie śpię. Po prostu nie sypiam - odparłam, lekko zawstydzona i zarumieniona.
- To niesamowite! - wykrzyknął zdumiony - Więc przyszłaś tu poczytać? - Zapytał ze zdziwieniem.
- No, tak.
- To po co ci ta broń?
Jaka broń, do diabła?
Rozejrzałam się. Po mojej prawej stronie spoczywał srebrny... miecz? Był wspaniały. Wielki, z długą rękojeścią owiniętą fioletowym aksamitem, w kolorze moich oczu. Wyżej ostrze było zakrzywione, w kształt półksiężyca.
- Nie wiem. Nigdy jej nie widziałam.
Podniosłam ją. Była idealnie wyważona, w przeciwieństwie do innych broni które dotychczas miałam w dłoniach.
- Spójrz! - Syn Zeusa zbliżył się i wskazał na rękojeść. Widniał tam napis. -  Vásei. Usypiacz! Zapewne prezent od taty!
Choć wydawało się to niemożliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej i spojrzał na mnie.
- Musisz być kimś specjalnym, skoro Hypnos jest tak hojny - jego głos brzmiał zaskakująco poważnie - Powinnaś zacząć trenować. Ta broń wymaga czasu.
- A czy... - Zawahałam się - czy to ty mógłbyś mnie uczyć? - Mój głos brzmiał niepewnie i krucho, jak szkło.
- No cóż, panno O'Launter, jestem bardzo wymagającym trenerem - odparł zabawnym tonem - Ale tylko pod jednym warunkiem!
No nie. Nienawidzę wymian. Ani warunków.
- Będziesz musiała dać mi poczytać Opowieść o dwóch miastach! - powiedział pewnie, zaskakując mnie.
- Nie ma problemu - znałam prawie całą książkę na pamięć.
- A czy... Mogłabyś ty mi ją czytać? Masz piękny głos - rzekł Jacob. Zdziwiło mnie to. Nikt jeszcze nie uważał mojego głosu za ładny.
Spojrzałam w jego oczy, wyglądające jak niebo podczas burzy. Głęboko w nich krył się strach i niepewność, które nie chciały ujrzeć światła dziennego. Była tam też prośba, jakby chłopak błagał, bym się zgodziła.
A ja nie jestem asertywna, więc się zgodziłam.
Jeszcze tego samego wieczoru po treningu z moim Vásei czytałam mu nad jeziorem Opowieść o dwóch miastach.
          *          *          *
Okay, starałam się. Poległam. Ale liczę przynajmniej na punkty za chęci!  Cytat z Opowieści i dwóch miastach Charlesa Dickensa przełożyła Zofia Popławska.
Chciałabym usłyszeć szczere opinie, zależy mi na nich. ;-;
Oczywiście z góry przepraszam za błędy ortograficzne/interpunkcyjne/jakiekolwiekinnejeszcze.

5 komentarzy:

  1. TAK
    BARDZO
    SUPER
    Kiedy kolejny rozdział? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy znajdę czas :') (czytaj: może w czwartek) ;-;

      Usuń
  2. Popieram kolegę wyżej! <3 Świetne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Głównie nie czytam fanficków, bo:
    a) nie chce mi się,
    b) nie lubię ich jakoś szczególnie, ale jako, że jest tu moja postać musiałem tu zajrzeć i się nie zawiodłem, bardzo mi się podoba i czekam na więcej. Wrzucę jakieś błędy niżej:
    Rozejrzałam się. Po mojej prawej stronie spoczywał srebrny... Miecz <- miecz moze być z małej, chyba, że chcesz podkreślić efekt zdumienia? Było <- Był albo Był on wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Było" to efekt wcześniejszej pracy, zamierzałam wstawić zupełnie inne słowo. ;-; cieszę się, że się nie zawiodłeś. Zamierzam dać mu narrację 8)

      Usuń