czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział V - Spítha

Jacob
  Ostatni tydzień był... dobry. W miarę. No dobra, trochę. Musiałem zrezygnować z podróży do Nowego Rzymu, a przede wszystkim przyglądać ćwiczącej Shurelii i cierpieć, że nie mogę jej pomóc i wesprzeć. Cóż, nie jesteśmy na siebie źli czy coś w ten deseń, po prostu ona zaczęła odnosić się do mnie z dystansem.
  Czytałem właśnie Kupca Weneckiego, kiedy w obozie rozległy się okrzyki i płacze.
O co chodzi?
  Rzuciłem książkę na bok i wybiegłem z domku. Na zewnątrz zastałem większość herosów przy Wielkim Domie. Niektóre dziewczęta od Afrodyty plakaty, zaś chłopcy od Aresa marszczyli brwi.
-O co chodzi? -spytałem.
Wtedy moim oczom ukazał się przystojny mężczyzna o nienaturalnie niebieskich oczach. Apollo.
Mimo że był bogiem na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost, a włosy miał potargane.
-Jacobie, Chejron zaginął - nawet jego głos był zachrypnięty, jakby nie mówił od paru dni - Zatem wiem już co nam zagraża. Spokojnie - Tu zwracał się do wszystkich obozowiczócz - Wiem jak zapobiec nieszczęściu. Ale o tym porozmawiamy jutro. Potrzebuję... mocy i sił.
Po tych słowach nasz dyrektor rozpłynął się jak chmura, zapewne udając się do wnętrza Wielkiego Domu. Apollo nie lubił normalnych rzeczy, takich jak używanie drzwi. Ja również udałem się do domku nr 1, w drodze zobaczyłem kątem oka coś białego na sośnie rosnącej przy Wielkim Domie. Przystanąłem.
Wtedy ukazała się cała twarz. To Shurelia, pomachała mi, ale na jej twarzy widziałem zdenerwowanie, co świadczyło jednoznacznie o tym, że słyszała wieści.
Bez słowa odmaszerowałem do domku by położyć się spać.

Będąc herosem trzeba być gotowym na koszmary nocne. Ja nigdy nie byłem. I znowu śniło mi się to.

Stała na scenie. Czarnowłosa piękność w czerwonej sukience. Moja mama. Patrzyłem jak śpiewa, a jej głos roznosi się po całej operze i wprawia w zachwyt widzów.
Była taka kochana, zawsze potrafiła znaleźć dla mnie czas. Nazywała mnie "swoją iskierką miłości".
Miała już kończyć piosenkę i uśmiechnąć się, zawsze sztucznie. Nie chciała by ludziom było jej żal. Miała smutne życie, moi dziadkowie ją bili, potem była gnębiona również przez męża, który zginął rażony piorunem. Powtarzała jak mantrę "Człowiek dobry powinien sam nosić swój smutek, a nie dzielić się nim z innymi".
Ale wtedy wybuchł pożar.
Patrzyłem jak scena płonie, jak moja mama nie ma jak wyjść. Jak pada na kolana i rozkłada ramiona, załamana. Ludzie przepychali się, wrzeszcząc.
-Mamo! Mamoo! - Wolałem - Nie zostawiajcie jej! Ona potrzebuje pomocy!
I jej oczy, wpatrzone we mnie do końca, dopóki nie spłonęła.

Nagle sen się zmienił. Byłem w parku, jeździłem na rowerze z moją mamą. Zdawało mi się nawet widzieć twarz ojca w chmurach. Śmiałem się, dobrze bawiłem. Bylem szczęśliwy. Skręcając zobaczyłem Shurelię.
-Obudź się - powiedziała miękko - obudź się, Jacobie.
Natychmiast zerwałem się z łóżka. Shurelia stała nade mną, dłonie trzymając wcześniej na moich skroniach.  Miała słodko rozczochrane włosy, w które wepnięta była biała stokrotka. I... była bez bluzki, w samym staniku. No dobra, nie w staniku, raczej w bieliźnie sportowej, w której czasem można zobaczyć profesjonalne biegaczki. Miała też zwykłe czarne legginsy, które i tak wydały mi się nieprzyzwoicie seksowne.
-Jacob? - Spytała, zabierając swoje dłonie. Kusiło mnie by poprosić by je jeszcze chwile podtrzymała przy mnie - Jacobie, wszystko w porządku?
- Tak - Na Zeusa, mój głos brzmiał jak gdybym pocierał językiem o papier ścierny. Odkrząknąłem - Czemu... dlaczego tu jesteś, Shurelio?
Zarumieniła się.
-Biegałam w okolicy... - Cóż, odkąd przybyła do obozu jej ciało uległo zmianie. Przestała być taka drobna, na nogach i brzuchu wyraźnie rysowały się mięśnie, a ramiona były zgrabne i silne - i zobaczyłam twój sen - spojrzała mi w oczy - Jacobie, tak mi przykro.
  Puste słowa. Ale zrozumiałem jej dobre chęci.
- Dziękuję - westchnąłem - To ty... to ty zmieniłaś mój sen, prawda?
-Potrafię trochę panować nad snami. Chciałam wywołać w Tobie jakieś szczęśliwe wspomnienie. Wybrałam to. Nie znam Twoich marzeń, więc...
-Ty jesteś moim marzeniem - Przerwałam jej, zanim zdążyłem się powstrzymać. Spojrzała się na mnie swoimi fioletowymi oczyma, które za każdym razem rozpalały jakaś iskierkę w moim sercu.
-Shurelio, odkąd tu przybyłaś nie marzę o niczym innym jak o tobie. Chciałbym cię chronić, czynić szczęśliwszą. Moje serce raduje się, gdy widzi uśmiech na twojej twarzy. Moja dusza krzyczy ze szczęścia, kiedy do mnie mówisz. Nie wiem wiele o miłości, ale jeśli to ona, to nie ma piękniejszego uczucia na świecie.           
    Obserwowałem jej twarz, przez którą przepływały różne emocje od zdziwienia, przez niezrozumienie, po cichą radość. Jej policzki oblane były rumieńcen.
-Jacobie - rzekła w końcu niepewnie - Odkąd pamiętam nikt nie darzył mnie pozytywnym uczuciem. Chodziłam smutna, nauczyłam się tłumić emocje. Ty to zmieniłeś. Przy tobie czuję, że nie jestem nikim. Przy tobie moje serce zaczyna naprawdę bić. To ty sprawiasz, że mam po co żyć. Jesteś moim słońcem, Jacob.
-A ty moim księżycem - Opadła na łóżko, siadając mi na kolanach. Miałem wrażenie że to wszystko fikcja. Objęła mnie i szczerze przytuliła.
- Mógłbym... mógłbym cię pocałować? - Zapytałem niepewnie.
- Ty? - Uśmiechnęła się, a ja po raz pierwszy zobaczyłem, że Shurelia potrafi być niegrzeczna. I seksowna - Ty zawsze możesz.
Pocałowałem ją, a ona odwzajemniła pocałunek. I tak trwaliśmy, dla mnie całą wieczność, dopóki nie odsunęła się ode mnie i powiedziała zachrypniętym głosem (z czego byłem zadowolony)
- Jacobie, idź spać. Potrzebujesz snu. Będę nad tobą czuwać.
   Zasnąłem w jej objęciach.
  
          *          *          *
HEHEHEHEHEHEHHEHEHEHEHE.
:3 Kto wraz ze mną uwielbia romantyzm? Mało go tu, w zamian mamy dużą porcję seksapilu. 3:))
Przepraszam jak zwykle za wszystkie błędy, czasem się jednak coś trafi. ;-;

4 komentarze:

  1. Miłość roooośnieee w ooookóół nas.....! <3
    Jestem cholerną romantyczką (co jest trochę paradoksalne, bo ogółem to w miłość nie wierzę xd) dlatego ten rozdział bardzo mi się podoba, i cieszę się, że w końcu znalazłam chwilę, żeby usiąść do kompa :)
    Aczkolwiek mam jedno pytanie. Co z panem D.? xd W końcu on też miał zajmować się obozem za karę przez jeszcze jakieś 100 lat xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano skończyła mu się kara :33
      Apollo za karę został dyrektorem ;-; a Pan D. jeździ sobie po świecie i płodzi dzieci. :'))))

      Usuń
    2. Zeus chyba lubi więzić bogów w obozie Xd

      Usuń
  2. ale słodkie :D już czytam następny!

    OdpowiedzUsuń