sobota, 15 listopada 2014

Prolog

Shurelia

Mam na imię Shurelia Avoid, jestem sierotą. No cóż, byłam. Wszystko zmieniło się wraz z dniem, który mógł odmienić moje życie na lepsze, tymczasem sprawił, że jest takie, jakiego sobie nawet nie śniłam.
Po raz kolejny przenoszono mnie do innego domu dziecka. Znowu ludzie skarżyli się, że podaję im jakieś środki odużające, bo czują się wiecznie senni, a w moim towarzystwie mają dziwne sny. I cóż, denerwuje ich też mój wygląd - mam białe jak śnieg włosy i fiołkowe oczy. Uważają, że to przez uszkodzenie pigmentu, a ja im staram się wierzyć.

Tego dnia wraz z małą walizką, do której włożyłam jedyne moje rzeczy - szczotkę do włosów, kilka białych koszulek i tomik poezji - jedyne rzeczy, jakie miałam po matce. Na wejściu do domu dziecka powitał mnie wychodzony mężczyzna, potwornie wysoki.
-Ohhhh, ty pewnie jesteś Shurelia! Tak miło mi cię poznać!
Chyba jeszcze nigdy nie widziałam tak sztucznego uśmiechu. Był wręcz straszny.
-Jestem pan Robert - kontynuował - jestem dyrektorem tego sierocińca! - Mówił to z radością, jakby było to centrum rozrywki czy plac zabaw. A, i musicie coś o mnie wiedzieć - ja nie śpię. Przez połowę życia myślałam, że wszyscy tak mają, ale gdy zorientowałam się o prawdzie, postanowiłam zachować to w tajemnicy. Naprawdę byłam dziwna.

Pan Robert zaprowadził mnie do pokoju - który okazał się być jednym z najgorszych, w jakim kiedykolwiek przebywałam. Ściany były żółte, brudne i pełne pajęczyn. Mogłam się z tym pogodzić, ale prawdziwy strach budziła podłoga - czysty beton pełen zatoponich w nim kamieni, po którym normalnie laziły muchy. W kącie zobaczyłam karalucha.
-Umm... Dziękuję - wydukałam
-Nie ma za co! - jego twarz ponownie rozjaśnił sztuczny uśmiech - A, i panno Shurelio, proszę nie wychodzić do wieczora z pokoju, zamierzają zjawić się chętni ludzie do adopcji, a pani wygląd mógłby ich... Przestraszyć.

Zamarłam. W sercu znów zagościło znane poczucie nienawiści, mimo że zwykle panowała tam pustka.
-Słucham?!
-Och, to tylko jeden wieczór! -sztuczny uśmiech nie znikał z jego twarzy - potem może będziesz móc wychodzić... Na jakiś czas. Umm... Przydałaby mi się kawa, strasznie się zmęczyłem. Powinniem iść na zasłużony urlop! W końcu! - Zaczął iść w stronę drzwi, gdy już miał je otworzyć upadł bezwładnie na podłogę.

Niepewnie zbliżyłam się do jego. Oddychał, był jednak pogrążony w głębokim śnie. Jak zwykle gdy przebywałam w towarzystwie śpiącego człowieka, ogarnęły mnie jego uczucia i myśli - te wykazały nudę, chciwość i głód. Miałam dość. Zamiast go wynieść na zewnątrz, podeszłam do okna. Otworzyłam je - było na pierwszym piętrze, mogłam skoczyć. Już się przymierzałam, gdy przypomniałam sobie o walizce. Rzuciłam ja pierwszą na trawę pod oknem, po czym sama skoczyłam. Wylądowałam niezgrabnie, ale przeżyłam. Wzięłam walizkę i zaczęłam odchodzić.
-Hej! Co ty robisz?!
W duchu podziękowałam za wrodzone szczęście, a raczej jego brak. To ogrodnik.
-myślisz, że możesz tak skakać z okien i uciekać? -krzyczał- Wracasz tam do po-
Wtedy stało się coś dziwnego. Stanął w miejscu, całkowicie się nie poruszając. Jakby czas się zatrzymał.


-Fascynujące, prawda? - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się przystojny mężczyzna, wyglądający na 30 parę lat, o dziwo ubrany w piżamę. Ale nawet w niej wyglądał nieźle.
-Shurelio, nieźle ci idzie. W sumie zawsze wiedziałem, że będziesz wyjątkowa...
-Słucham? - to było conajmniej dziwne - Kim jesteś?
-Zupełnie jak matka! Nigdy nie pozwoli dokończyć wypowiedzi. Jestem Hypnos.
Coś zaświtało mi w głowie. Hypnos, Bóg snów.
-Ciekawe imię. Skąd znasz moje? - zapytałam nieufnie
-Jestem twoim ojcem - powiedział to normalnie, wręcz beznamiętnie, jakby oznajmiał "wieloryby żyją w wodzie", czy coś równie oczywistego. Zatkało mnie. Zjawia się jakiś typ o imieniu jak bóg, i mówi że jest moim ojcem. Interesująco.
-Jestem sierotą -przypomniałam - mój ojciec zginął w pożarze z matką, tak mi mówili.
Hypnos się zaśmiał. Był to melodyjny śmiech, kojarzył się z kołysanką.

-Ja jestem twoim ojcem. Twoją matką była pewna kobieta z Nowego Jorku. Kochałem ją. Nie sądzę, że mi uwierzysz, ale jestem TYM bogiem snów. Przyśniłaś mi się, i tak powstałaś. Ale nie pozwolę cie dłużej narażać. Juz nie. Wysyłam cię w miejsce dla takich jak ty, pół bogów. Proszę, Shurelio rozwijaj swoje moce. Ty będziesz tą najlepszą.
Po tych słowach świat zawirował. Przyćmiło mnie, nagle znalazłam się w lesie w otoczeniu jakichś dzieci i nastolatków. Mieli broń. Czyżby harcerze? Gapili się na mnie, rozległy się szepty. W sumie właśnie pojawiłam się z nikąd.
Jakiś chłopak wystąpił na przód. Miał czarne włosy i bladą twarz, za nim wyszedł jakiś blondyn.
-Czy to... Ona? Ta przepowiedziana?
W tym momencie było już za dużo. Może nie potrzebuję snu, ale zemdlałam.

  * * *
ZDĄŻYŁAM PRZYNAJMNIEJ ZAŁOŻYĆ BLOGA.

Pisałam to dawno, na pewien konkurs. Uhm, wygrałam, a jako iż postać Shurelii nie dawała mi spokoju, musiałam to wstawić. Jestem tak zafascynowana tą postacią i jej możliwościami, że po prostu muszę o tym napisać. Plan w głowie - jest! Brzmi całkiem dobrze. Ale czy dobrze to napiszę to się okaże ;-;


3 komentarze:

  1. Fajnie się zapowiada, ale nie powiem- jest trochę błędów, które szybko da się poprawić. Czasami brak dużej litery tam, gdzie trzeba i literówki. Trzeba tylko kilka razy przeczytać uwarznie przed dodaniem. Wypisałabym tu, to co trzeba, ale jestem z telefonu i prawdopodobnie ten komentarz mi się nie doda, bo mój Pentagram lubi robić sobie ze mnie kawały i strzelać sarkazmem systemowym (w końcu podarunek od Momosa). Ogólnie życzę weny, bo ciekawie się zapowiada i czekam na swoją postać ��
    Zapraszam także do siebie :')
    http://non-omni-moriar.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, kopiowałam cały tekst z wiadomości :') Postaram się poprawić to i owo (o ile znajdę, ups) i oczywiście wpadnę zobaczyć Twojego bloga :3

      Usuń